piątek, grudnia 30, 2005

[per_x]

yy... łańcuch szczęścia pauza kosolidacja

agnostyczne szpety

para movie szepty

Graz kolec

warunek




Lepka ciemność
zjada światło

zastąp

równość pochyłość

środa, grudnia 21, 2005

[eoo\\]

z kieszeni sens mi wypadł...
Ja nie biegnę już, tylko wiatr w plecy wieje

kroki same się robią
w śnieżną zawieję...
z kieszeni sens mi wypadł...
Ja nie biegnę już, tylko wiatr w plecy wieje

kroki same się robią
w

poniedziałek, grudnia 12, 2005

[-Halo?]

- Halo?
- Już nic nie chcę. Ja teraz leżę i myślę o zieleni.
Już nawet złość skończyła płynąć sercem. Leżę.
I myślę w bladym świetle.

Nie chcę.
Już dawno zapomniałem...
Nie mam ochoty cierpliwie cierpieć reszty sekund.

Parapet... Pagórek, step równina...
...myśli

sobota, grudnia 10, 2005

[coraz pusto]

pusto
szczelnie zatrzaśnięte drzwi
na puste echo

nie wracasz
kolejna wiosna gaśnie w sercu

lustro
gorzkim uśmiechem patrzy

pusto
dziś

środa, listopada 30, 2005

[yasm][ranodobranoc]

...kolejny wdech, i znowu czuł dziesiątki substancji wdzierajacych się z niszczycielskim impetem w delikatną strukturę jego płuc.

Stał.
Stał i patrzył.
Stał i patrzył zniecierpliwiony jak ramiona nocy oplatają ziemię coraz mocniej. Jak ziemia powoli pogrąża się w głębokim śnie po wyczerpującym dniu
Stał, patrzył na to i cierpiał.

Bo wiedział, że ten spokój go nie ogarnie. Że nie będzie mógł jak zakochane pary przejść się chodnikami miasta w żółtopomarańczowym świetle lamp sodowych pod kurtyną nocnego nieba by wrócić do domu i zasnąć. Że nie będzie mógł jak dziesiątki bezdomnych znaleźć sobie legowiska i w chłodzie wiosennej nocy oddać swej duszy we władanie sennej wyobraźni. Że nie dla niego wieczór przy kominku z gazetą i mocną herbatą, przy żółtym świetle lampki nocnej.

Wiedział, stał, patrzył i cierpiał.

Wiedział, że nie zaśnie, że światło, znajdzie go wszędzie.
Nieustanny dzień.
Dzień nocy.

piątek, listopada 25, 2005

[prevENT - triada]

Poezjo! O wojno, odo, idyllo, atlanto!
Na skroń mą, krew wasza spływa.

Bitwa trwała godzinę,
w sercach zostały zgliszcza
Wiatr dymu wstęgi siwego prowadząc,
wśród ruin przeciągle świszczał.

***

Poezjo!
Matko alabastrów!
gdy słowa spływają oazą po piasku

***

Poezjo!
Martwoto chwil, żywocie ducha,
niech w wieczną pustkę w ustach smutek dmucha.

Pięć łez w lichtarzu zamarzło,
Skute lodem witraże wiatr strzaskał.

Zbielałe fasady, pinakle sopliste,
cieniem zdobione jak freskiem, ściany bielością czyste.

Biel pustka smutek
płatków śniegu
echo
ścielących posadzkę

poniedziałek, października 31, 2005

[senna-mm]

a teraz zawijam się w prześcieradło i niczym magellan ruszam w senną podróż przez gwiazd oceany...

badam rzęsą przestwór, gwiazd zmysły, wór ciemności nocy...

zamykam na kryształowych piórach kicz obojętny jak sople lodu...

mam szczęście...

poniedziałek, października 24, 2005

[błądźmy]

Tak, zapraszam cię na randkę,
wyśnioną otchłań stojącego czasu,

Będziemy podglądać ludzi w codziennym pośpiechu,
Będziemy spijać jesień z liści,
Będziemy biegać boso po pożółkłych trawach w niby słońcu...

Chodź, pobiegnij ze mną,
wiesz, że wiem gdzie jest powietrze...

Będziemy deszczem,

w naszych kroplach, świat rozleje światłem wyblakłe już barwy.

sobota, października 15, 2005

[martwość chwil]

Cisza wylewała krajobrazy z oczu nieba.
Wiatr strącał kruche kryształy kropel pozawieszane na trawach.
Gdzieś z oddali echem niósł się odgłos ziewania księżyca...
stałem, patrzyłem. Sens sam się szukał, byłem tylko celem

kłęby pary z ust i dotkliwy ból przeszywający płuca towarzyszący każdemu oddechowi,
przypomniały mi że jest zimno, że żyję, że gdzieś jeszcze świeci słońce...

zaplatając palce zgrabiałych dłoni do modlitwy, próbowałem trochę ciepła wyssać z powietrza, bezskutecznie.

Kotłujące się bałwany chmur niczym morskie fale przelewające się po pokładzie toczyły walkę na śmierć i życie, co chwila na krótko ustępując miejsca słońcu...

żyję

sobota, października 08, 2005

[pet 'a porter]

Kropelki wody pieszczą me ciało...

Kąpiel w kipieli,
W zawiesinie barszczu myśli,
Tonę ja sam w sobie otwieram się na dzień,
Wycieram się, wychodzę z wanny czekając na życia sen...

Kocham żyCię...

czwartek, października 06, 2005

[i to bardzo...]

Widziałem dzisiaj spadającą gwiazdę...
Widziałem ogon, blask.

Widziałem dzisiaj, spojrzenie człowieka...
Patrzył, jakgdyby na coś czekał.



- Na co ja czekam? Na co, do jasnej cholery czekasz E? Słyszysz mnie?! SŁYSZYSZ?! - echo grało na skalnych załomach symfonię życia...

A ja leżałem słuchając krzyków samego siebie, czekając, aż minie horror świadomości, czekając na chwilę spokoju...

poniedziałek, października 03, 2005

[aparycjonista oppor]

pękło niebo w mojej głowie

wysypał się mak gwiazd
gwiazd gwizd
szał gwiazd

wysypał się grad gwiazd z ciemnego worka nocy

prowizoryczne atrapy gwiazd,
przyklejone tanim klejem roślinnym
błyszczą ze zgrabnością cekinów na moim nieba parasolu

prowizorycznie pływam, pływam, pływam z głową w chmurach,
niezatapialny przez deszcz, który pada podemną...

gwiady nosem głaszczę,
po nieboskłonie spaceruję,
gwiazdy gaszę,

proszę oszczędź mnie, mnie mieczem nie siecz,
sieczki dość mam, siedząc w kącie z telewizją,
kabel dłuuugi dłuuugi taki kabel,
jak łańcuch, ale bzdury lecą na polsacie,

lecą z drzew liście...
a ja leżę i myślę

poniedziałek, września 26, 2005

[pleeee...chanchan]

tak obco brzmiący, nierzeczywisty dźwięk telefonu wyrywa mnie z nierzeczywistego snu o rzeczywistości...
Marnotrastwo myśli.

W świecie śmietników zdominowanym przez natłok bezsensu i zgiełk informacji, mam szansę niepowtarzalną na delektowanie się kolejną warstwą kolejnego ultra-pysznego batonika w wyśmienitej polewie czekoladowej - gratis 20 procent.

Skomasowany, wyrywa serce...

Mam cztery lewe ręce...
Nos krzywy, na niby nos jak bałwan ma marchewkę,
Mam głowę też, głowę jeszcze,
Choć wstecz myśli błądzą to różowy pąs nos zdobi,
Kwadratowy owal twarzy, w nos parzy widmo kroków naprzód.

mam różowy pąs zdobiący nos, to nie dąs ani don Juan, ani jego pląs, pomidor, marchewka...

sobota, września 24, 2005

[sen-n-ent]

kap kap
tak myśl za myślą kap-kapie
jak kropla deszczu
uderzająca w wody taflę

kap kap
sen głęboki czeka na mnie
z burzowego nieba snów
spadam uderzając o parapet

... nikt nie podnosi słuchawki...
odpływam w krainę wiecznych łowów wyobraźni

czwartek, września 22, 2005

[nn-5]

.zgasł


ludziom nie brakuje szczerości
ludziom brakuje autentyczności

środa, września 21, 2005

[wieje]

Konwersacja
Poglądów konwersja
o stoosiemdziesiąt stopni zwrot nastąpił

Kocham zakochaniem... Kocham wiosennym deszczem, pierwszym przebiśniegiem, letnim wiatrem,
kocham mgły delikatną, zwiewną apaszką zarzuconą na księżyc nad małym rynkiem,

kocham dziurawym parasolem serca....

Kocham by oddychać
od minut dwudziestu
trucizna w sercu
Oddycham by kochać

Kocham by zwątpić,
od minut dwudziestu
życie moje nabrało sensu
Wątpię by kochać

Kocham by czuć
od zawsze do teraz
i od teraz do zawsze.....
Kocham by czuć, oddychać, mówić, widzieć, słyszeć, by żyć...

____ _____ _ _ ________ _ _ * _______ _____ __ ____ ______ ___ __


Mam już osiemnaście lat i głową ponoć
sięgam nad parapet, mówią...

Mówią... a ja patrze na nogi, nie widzę butów,
pod chmurami skryte nogi, łeb mój na niebie,
a łeb, łeb mój kwadratowy, łeb mój wśród chmur,
gwiazdy szepcą mi do ucha...


__ _ ___ ____ _ _____ ____ _ * ___ __ _ ___ ______ ___ _______ ___


Nie potrafię pisać. Najszczersze. Pisać niepotrafię, bo kocham. Bo płonę. Niepotrafię pisać. Nie umiem.

niedziela, września 18, 2005

[katafalk]

erupcja, klaustrofobia.

impuls, łydki, klamka.

klatka, lot, schody.

przestrzeń...

"Nie każdemu dane jest mieć siebie na własność, idźcie zatem, i nauczajcie samych siebie, aby świadectwo wasze otarło się gwiazdy, dosięgło mgieł."
[Ent 4, 11-23]

środa, września 14, 2005

[sngmp][qb ssion]

niewierzę w nic, bo
wierzę we wszystko

milknąc w powieki cisnął
świat ostatni obraz

zaplatam palce boga

...

śmiertelnie zatrułem się heroiną twoich oczu w wieku lat niemalże osiemnastu

śmiertelnie kocham

Też oglądam cholernie smutny film o życiu.
Swoim własnym.

...

wiatr kołysze
do snu liście

pod dziurawym parasolem nocy - ławka
samotna

gwiazdy świecą niebem tak przejrzyście lekkim, aksamitnym...

...cieniem.

niedziela, września 11, 2005

[enmn ntt]

element...

* e *

Przytłumione światło przedzierało się przez kłębiący się w pomieszczeniu, gęsty, lepki dym. Zielone ściany i ciemnobrązowe linoleum imitujące parkiet harmonizowały ze sobą z gracją peerelowskich sklepów. Ciężkie, ciosane z drewna ławy bezgłośnie przyjmowały ciężar nielicznych klientów. Pustki i cisza przerywana co chwila brzękiem kufli lub nieśmiałą melodią ze stojącej w kącie tarczy do gry rzutki sprawiały wrażenie, że cały bar pogrążony jest we śnie. Dziwna ta senność oplatała każdego, zawijała się wokół nóg stołowych, a nawet opanowała ladę, przy której zwykło się słyszeć gwar rozmów.

* n *

Wachadłowe drzwi z trzaskiem otwarły się na oścież.
Wkroczył, a za nim, dniem wkroczyła noc.
Żółta poświata latarni sodowych rysowała jego kontur, a mrok tłoczył w jego ciele dynamiczną machinę muskuł.
Mrokiem blask wkroczył.
Senność przerodziła się w dziwną nieśmiałość, oczekiwanie.
Pozornie wszystko było tak samo, nikt nie poruszył się z miejsca, wszyscy siedzieli nieruchomo jak przedtem.
A jednak ta nieruchomość ich, dalece inną była od wcześniejszej ich nieruchomości, w świetle nowego ruchu.
Jednak nikt nie spodziewał, się czego może się spodziewać po tej chwili niepokoju.

* t *

Sen nadszedł cicho i spokojnie.
Osiadł nad zimowym krajobrazem pustyń śnieżnych.
Wełniany szalik pokryty drobinkami lodu, tonął w puchu śnieżnym powoli spadającym z nieba.

niedziela, września 04, 2005

[był...]

szedłem ze wzrokiem zatopionym w niebo
a gwiazdy szły ze mną...

na świeżo ściętym zbożu leżąc,
na ostrych łodygach, pokrytych rosą,
usłyszałem wspomnienia...
...chciałem znaleźć siebie

środa, sierpnia 24, 2005

[15x7+85]

piętnaście razy siedem dodać osiemdziesiąt pięć

(czyli o cykliczności zachowań w rzekomo losowych sytuacjach)





Pieśń.

Pieśń iii....

Pieśni.

Pieśń czy pian bulgocząca kipiel się śni? Odmęt, jasna perzyna?

Czy na i czy po kiedy?


Bez tytułu żaden sen mu się nie śnił. W istocie rzeczy najpierw śnił mu się tytuł, potem układała się treść snu.

Jak uciekające spod nóg stopnie spiralnych schodów... Gdzieś jest - lewo - prawo - góra?! - nie, nie może być - Szepnął zdyszany - Przecież szablony wkładane mi w usta nie mogą być istotą mojego Ja... Nie wierzę... Nie wierzę. Nie wierzę? W cóż mogę wierzyć? Kto dał mi przyzwolenie? Kto pozwolił mi?! Kto pozwolił mi... - umilkł. Jakby budząc się ze snu, z naturalnym ździwieniem odnajdywał w pamięci dopiero co wypowiedziane słowa; - Przyzwolenie? Przyzwo... na cóż mi przyzwolenie? Któż dał mi POWÓD?! Któż zasiał we mnie ziarnko niepokoju, wiedząc o nikłości moich dociekań? Któż tym samym doprowadził mnie nieomal na skraj obłędu, gdzie pijany myślami, staczałem się by upaść... Któż był moją matką, matką moją ukochaną gdy zimą, za oknem wiatr toczył śnieg jak armię przeciwko najdrobniejszej iskierce życia; siekł szablą bieli, przelewając krew białą, a w domu pachniało żółtym światłem? Któż za mnie łzę uronił, tę jedną, jedyną i najmniejszą pozbawiając mnie siebie samego?! - Jego głos przybierał na sile, grzmiał teraz z wyrzutem; retoryką pieśni pytań odcinał się od świata - Zostawił jak wrak... Jak bezużyteczną, zużytą zapałkę, z nietkniętym drzewcem?! Któż wreszcie zdmuchiwał kurz niepamięci z nagrobka, bym nie mógł trwać w bezruchu jak kamień wrzucony na środek jeziora?!?!
- Ostatnie słowa wykrzyczał, jego odddech niósł się echem po skalnych załomach doliny przykrytej śniegiem. Stał, jak stoi człowiek porzucony, zdany tylko na siebie, nieoczekujący pomocy, z rękoma rozłożonymi szeroko i wzrokiem utkwionym w niewidocznym za płaszczem chmur słońcu.


[mokro3]
[by entio]

...a tu ja siedzę przed szklanym oknem monitora, z rękoma założonymi na piersiach, szukam siebie.

wtorek, sierpnia 16, 2005

[mentioned]

pod kreską

światło umiera

biegnie sen bez krystalicznie szklanych łzami okien...



[jaaa.... ja/aut05]
[by entio]


jesień kroplami rosy dzierga pajęcze sieci...

plum...

echo.

mgły kotara ciemność pilaster liść

iluzja...

niedziela, sierpnia 14, 2005

[astraliza]

pozwólmy teraz diamentowej czerni rozlać się aksamitnym szelestem po podłodze snu...

więc wyłączmy zieloną lampkę naftową na strychu,
postawmy pare spoconych chłodem kroków przez parkiet,
pozwólmy światu stać wśród cienia altan

pozwólmy gwiazdom wkraść się przez okno,
pozwólmy nocy ogwinąć nas szalem czerni,
pozwólmy wiatru tulić do snu zwiewną firanę...

pozwólmy hukaniu starej sowy być dla nas jedyną wskazówką tykającego zegara...


później....

pozwólmy rozlać heliosowi białe mleko dnia

pozwólmy stąpać promieniom po dywanie...

...bo to coś więcej niż miiłość... to sen...


[biegnę/cr05]
[by entio]


...bo już tak długo wędrujemy poświeżo ściętym zbożu, na bosaka, stąpamy w stronę promieni, w słomianych kapeluszach, gdy cisza, głusza dookoła... trzymamy się za ręce - przynajmniej po jednej stronie lustra... wędrujemy po spragnionej słońca ziemi...

poniedziałek, sierpnia 01, 2005

[i znów gdzieś]


[tędy/cr05]
[by entio]

w czeluściach czerni ciemnej

w gąszczu nabrzmiałych
przebrzmiałych

szeptów...

sen

piątek, lipca 29, 2005

[byleco, bylegdzie, zniebylekimchcę]


[poszukaj/cr05]
[by entio]

wśród łowców słów
owoców snów
chłód

na plażach żółć
zachodu pół
ból

...i tam nie jestem

poniedziałek, lipca 11, 2005

[płacz]

naznaczonym, spazmów gorset wdziać

trzeba

Bo to ma to do siebie że trwa. I niewiadomo kiedy się skończy i tak naprawdę niewiadomo kiedy się zaczęło. Żyjesz człowieku, żyjesz. Normalnie, ani spokojnie, ani za szybko. Żyjesz. Zawieszony w pustce, w czerni. A tu nagle... Trach, spada na ciebie oblekając twój świat w dziwną kolorową wstęgę krzycząc z młodzieńczą zapalczywością i swobodą: "O!". Ten okrzyk może i byłby niczym gdybyś w był tylko głazem rozumu. Gdyby nie było w tobie przeklętego pudła rezonansowego które odedzwać się może i wzocnić ton jeden tylko. O, gdyby nie tkwił w tobie pierwiastek duszy... Czy byłoby łatwiej? Ale przecież "To cały sens, to całe piękno życia". Wracając. To swoiste "O!" porusza jakąś nieznaną dotąd i tajemniczą machinerię, wielkie, ciężkie koła zębate wprawia w ruch, z każdą sekundą nabierając większej mocy. Niewiesz co się dzieje, człowieku, nie wiesz. Wiesz tylko że jesteś Ty sam, jak Ty wcześniej, lecz zmieniony jednak, inny. Wytłumaczyć? Heh... Ohh, niee.. Nie da się... To zbyt niepojęte, zbyt nieziemskie. Spada na Ciebie a jedyna rzecz jaką możesz zrobić, to poddać się i swobodnie popłynąć z prądem uczucia. Dryfować...

Dryfować...

Dryfować, aż znajdziesz morze... wyśnione morze szczęścia lub może łez..




naznaczonym, trzeba dziś wierzyć w światło

mimo mroków...

Noc świetlista w pamięciach.

świt w objęciach serca.

poniedziałek, lipca 04, 2005

[pssss...]

postanowiłem.

pare prostych słów tylko...

...napisać


prostych hejjj....

aż ciszą echo gra na pastwiskach uczuć

świerków szum gdzieś w oddali

weź złap, chwyć dłonią krawędź fali

latarnią zatocz światło

poliż wiatr

dotknij zapach wiosny

powąchaj kłos...




zamknij oczy by nabrzmiałe słońcem chmury

opadły cieniem rzęs

na bladość...


tylko zamknij oczy...

tylko...

piątek, lipca 01, 2005

[fullrain]

Sztorm myśli porywa nas
w nieznane

w nieznany czas
jak stukot wiekowej szafy

Gdy chcesz poruszyć rzęsą - przypływ wyobrażeń,
znów głucho jak klakson zza szyby;
dobija się mój głos - na niby.

Gdzie stukot kół,
wśród aksamitów,
na pięciu frontach rozpostarty płacht błękitu,
zwiewny ogrom.

prześcieradło.

Image Hosted by ImageShack.us

Jest wers, gdy łamię kreską myśli
szelest.

W ciemnym lesie światło połyka nas w całości.
Kępki mchu porastają gęsto zalesione zbocza

Dryfując wśród fal przestrzeni, omijamy wietrzne złudy

czwartek, czerwca 30, 2005

[mspain]

ueeehhh...

wymiotuję wspomnieniami, oddając się w rozkwit czasu rozkładam ręce

na wznak leżę na wspak, złożony chyba nie tak póki będę

_muss

Melancholijny wir popadł w tęsknotę siedząc nad brzegiem białej wyspy. Gdzieś jest o nocy moja co do dnia mnie budzisz?

Pamiętam chwile
Zapominam lata

gdy do góry


a tu sen bo nie jest pełny gotowy pisać.

niedziela, czerwca 19, 2005

czwartek, czerwca 09, 2005

wtorek, czerwca 07, 2005

poniedziałek, czerwca 06, 2005

[tafla]


[tafla]
[by entio]

złam gdzieś taflę

ale

nie złam siebie

[mon5inv]


[mon5inv]
[by entio]

niedziela, czerwca 05, 2005

[Kim ja jestem?]

Kim ja jestem?

Dokąd zmierzam? Czy jak cała ludzkość prosto w dół ku ogniu?

Kim ja jestem?

Ja, który używam ludzi jak przedmiotów do własnych celów. Ja który chcę rozporządzać

lduzkimi sercami... Ja który za miliony ponoszę odpowiedzialność....

brednie

z mych ust brednie
świat dalej biegnie

w swoim pędzie on jak ja w uczuć obłędzie



za horyzontem dojrzała pomarańcza słońca zasypia
dla mnie niebieskoszare szkiełka spadają z nieba
do snu ulewa
tuli,


[kim ja jestem?]
[by entio]




za wielką wodą łez jesteś....

    za oceanem niespokojnym

wzbieram jak rzeka zasilana strugami deszczu...

jedna kropla krok jeden

uwolnię się wreszcie

noc blednie...

    zasypia mój anioł...

beze mnie


Quis ego sum?

[dobranoc]

piątek, czerwca 03, 2005

[zwrotnica]

szedł tą drogą tak długo, aż zapomniał po co idzie,
gdzie chcę dojść?
aż stało się w sekundzie miliony iskier otwarły oczy na świat
rozżarzone pod stopami węgle

prędzej

zaczął biec

dokąd dobiegnę?


__________________

każdy ślad każdą wskazówkę śledzę z zaciętością Holmes'a

gdy słońce, oczy zaspane...


aaaaaa.... pięc a siedem forma aaaa.....

znó status ten mój wrak porwadzi mnie teraz i wtedy bądź!

niebo... chmury... eee... nie e a tylko i o oby by trwać

spokój daj.... serce

prędzej szczeznę niż najśmielsze sny okażą się prawdą... nie wierzę... ;-(

czwartek, maja 26, 2005

[czas]

świat dookoła mnie szary, ponury

a słowa trwają

łoskot na bębnach metalu, zwierzęca dokąd pędzisz tak panie?

On, stał dalej wyprostowany, niewzruszony jak światło. Kurz począł opadać. Oczom począł ukazywać sie ogrom spustoszeń dokonanych przez tornado. Miasto straciło zupełnie geometrię, ulice ustawiały się pod bylejakim kątem. Nawet bank spoczął bokiem do trotuaru. On jednak, najzupełniej pewien swojego położenia, trwał w bezruchu.

//on_postawa

(...) trwał w bezruchu. Żaden, choćby najmniejszy mięsień w jego ciele ani drgnął. Zdawałoby się - pełna statyka, swoboda, a tym samym - być może - harmonia. Ale gdy orzucić pochopne sądy i zacząć przyglądać się uważniej, dostrzec można siłę bijącą od wyprostowanej sylwewtki. Moc i energię rozpierającej każdy skrawek naprężonej skóry.
Trwał jak heros. Trwał, a głowa jego, choć niecałe 5 stóp nad ziemią, była nad chmurami, była wyalienowana w innej rzeczywistości.

czwartek, maja 05, 2005

niedziela, maja 01, 2005

[kropka]

kroplami czasu świat odmierza wieczność

ja od hasłasu odgradzam się brodząc w sobie samym

badam słysząc was

wena pod wpływem was ale niezbyt nazbyt zbytem się cechuje

prompt żyjesz?

partykularyzm zawierający w sobie binokle uciekł

teraz ja zostałem sam w sobie na oknie

zmieniam się w wichrem uczuć miotane czasu krople

piątek, kwietnia 29, 2005

[traumatyk]

[wersyfikacja składowych jaźni....... w toku]

ja w lepkim ciężkim twardym - kompilacji myśli z czynem soku

tu

czy tam nie ma znaczenia

rzęsisty tupot fal o fatamorganiczną podłogę z kamieni

tych otwar tych tam tam tam y

my wy oni

szelest niesie treść

po to przyszedłem, by dać spokój wylewając strumienie

pierwszej

czwartek, kwietnia 28, 2005

[prr]

:::pawica (28-04-2005 20:41:30)
from psych frońd
nie mów że życie jest chamskie, że jest brutalne, przypomnij sobie przed levelem entio. Pierdol czarną słodycz, pierdol, wróć, bo nie - to nie czeka

[sight]
[by entio]

[selective color]
[by entio]

niedziela, kwietnia 24, 2005


[ent2inv]
[by entio]

[b]

Jak pantera czai się do skoku w myśli gąszcz mój panteon
odeszło zwiewnie - przynajmniej tak mi się wydawało. Noc zakryła niezgrabności ruchów
a mogło być.
Zacząć się - by trwać

tak

twarzą w twarz przeklinając


- czemu nie wypiłeś herbaty ani nie zacząłeś?

- zacząłem

pustka....

jakby właśnie do historii przeszła kulminacyjna scena...

- kiedy skończysz

- jak dojdę

- jak gdzie dojdziesz? Fajny twój cień jest z tyłu. Na ścianie się odbija.

...kulminacyjna scena kinowego hitu w dniu premiery.

P jak orzeł.

wybija rytm stukanie palcami p[o klawiszach

- czemu mi to tak fałszuje?

...w korytarzu i w kuchni...

ściemnia się...

poniedziałek, kwietnia 18, 2005

[lack of dreams]


[lack of dreams]
[by entio]

.ent of dreams

przyszedł kres
zdyszany, ramionami nocy
weź-mie-cię

bez wahania

od-daj-się
nim czar pryśnie
nim we śnie tkwiąc
za-chłyś-niesz
się
        .ent of dreams

czwartek, kwietnia 14, 2005

[mag i ster]

- Ołówki są na śniadanie, uprzedzam wszystkich...

Dzisiaj możesz obfajdać się farbą. Zrób z siebie płótno. Odrzucając mód kanon w dół ty idź w stronę światła. Masz serce, to patrzaj w serce.


[ethernity]
[by entio]


Zmurszała twarz porośnięta wyblakłymi ze starości kępkami włosów... Głębokie bruzdy wyryte latami stresu, potęgowały przekonanie o jego wiekowości. Niebieskie paciorki oczu niespokojnie łapały nasze spojrzenia by chwili skierować się w stronę kolejnej ofiary. Nasza trójka dogorywała na stojąco, a nuda, raz po raz przerywana pomadką zaciekawienia (która koniec końców okazywała się pusta), była naszą mekką, a zarazem naszym więzieniem z chodnikowych płytek.

[0045]

środa, kwietnia 13, 2005

poniedziałek, kwietnia 11, 2005

[wtłoczony między boga a prawdę]

poza nawiasem gwiazd światło zgasło
powracam z czasem
jak niechciany widziadło
w wen sidła



jak skończysz żyć, przyjdź do mnie
otwórz się.. na zdarzeń bieg
zderzeń cień

ciszy skręconej na palcach dopada mnie
zgiełk wielkości wiklinowy wdech
[Alan Silva & The Sound Visions Orchestra - III]


Ja Cię tą drogą jak wstęgą naznaczyć w imie minionych pokoleń pragnę
Jak wiatr co chłodem wizję roztacza jasną
Tak ja nim światła zgasną, blaskiem przygryzam wargę

piątek, kwietnia 01, 2005

[abba pater]

zawsze tam był

siedział
i przez To Okno
spoglądał na świat
na świat, na kraj, na Nas


[wiatr]
[by entio]

i czułe oko delikatnie gładziło nas po głowach
"nie bójcie się dzieci"

Niewiem co zachowa się niezmienione... Stęchły zapach, szum majestatycznie posuwających pa napastowanej pododze muzealnych kapci czeka to, z czego On zrobił taki pożytek. Każdy z nas ma krzesło. Każdy. Ilu z nas siedząc na tym krześle pomoże innej osobie, zaniesie jej światłość, radość? Kto zapisując kartkę, rozweseli drugiego człowieka, rozraduje go? Kto będzie dawał świadectwo tego, o czym wszyscy wiemy, w spoosób możliwy do przyjęcia przez członków opartych na pieniądzu i kulcie chwilowej radości społeczeństw?

On będzie siedzieć
I przez Okno w niebiosach
patrzyć i cieszyć się
że jego głos
ciągle rozbrzmiewa w sercach
i nie ucichnie

środa, marca 30, 2005

poniedziałek, marca 28, 2005

niedziela, marca 27, 2005

[ave - callypso]

baaaa.....

jak formy posypki mojaźń się otwiera

ooo
twieee

raaaaa


coraz niiiiżej


razdwatrzy zatrę ślady wiatru odciśnięte na skroniach

smagane wichurą policzki

suchy piachh.... aaa....


bezliku

na koniec świata by przypomnieć sobie

przypomnieć

No, dalej, myśl! - próbował przemówić swojemu rozsądkowi do rozsądku - Nie wolno ci zapominać - tłukąc się w głowę starał się dopasować do myśli o przeszłości. Grzał się w żarze dogasającego ósmego słońca. Nic nie szło po jego myśli. Patyki rysowały na piasku całkiem inne kształty niż oczekiwał. - Plum, plam, plom, leje się woda, bim, bam, bom, piach, piach, piach... - podśpiewywał stare eytarte melodie. W pewnej chwili wstała i gwałtownym ruchem strząsneła z siebie pył... - Bardzo. - Echo odpowiedziało milczeniem, a noc głaskała ją wiatrem po policzkach. Byli sobie on i ona we dwoje w jednym i jednym na wieki pozostać mieli. - Suuucho... Wooody.. - Jęczał piasek umykający spod stóp.

Zaczęły zlewać się w szalonym tempie, formować na nowo krajobraz, jak ławica ryb, poszczególne cząstki znały swoje zamiary. Oczom ich ukazało się królestwo eeeee...

eeeee... nigdy mnie nie opuszcza, spod stuku - puku wyłycha co chwilę prosząc o litość, o łaskę.

piaskiem. w oczach.

czwartek, marca 10, 2005

[oaza]


[oaza]
[by entio]

otwieram przestrzeń,
okno daje dostęp wszędzie...

środa, marca 09, 2005

czwartek, marca 03, 2005

[essencji prześwit]

mass agressja za oknami mgła wspomnień toczy się kolejny brzasków blask w pamięci

ma essencja na chropowatej kartce jedna kreska niezapisanych myśli pociąg po wyobraźni torach pędzi

jeden plik czy każdy może stać się bogiem, na ustach w pop-świecie pytania wartością

a odpowiedzi niezgody...

ja sam jak kiedyś w szranki z samym sobą przed wiatrem wielkim osłonięty oknem

ja sam jak kiedyś znów teraz po oceanach szaleństwa jak zapomniany okręt

ja sam weź w swój ram i to podkreśl parę linii kłamstwa kłam zadaje ciosem

sprawiedliwość w myślach już tylko, a poza nigdy więcej

więcej nigdy niż teraz nie będę oddychać

nigdy głębiej trącać magii każdej części zegara

nigdy arytmicznośc nie będzie stawać się rutyną tak rytmiczną

że z dala troski, dookoła świat iskier boskich ustępy wierszy letnich w zim srogości

nigdy dość młodości mimo woli odkryj w sobie hymn eeeee...

___________
________________________/ eeeee...

eeeee... nigdy tak blisko mnie nie będzie
żyję i czuję. nic więcej


_._____________

mass dźwig po chropowatej pędzi nawierzchni
jeśli jednak czegoś chcesz - powietrza nabierz w piersi

poniedziałek, lutego 21, 2005

[miraż trombon]

Zaczerpnął pełną piersią świeżego powietrza.
Puk-puk, puk-puk, puk-puk...
Mógł godzinami leżeć na brzuchu słuchając równo bijącego serca.
Nagle, w spokój i ciszę popołudniowej drzemki wkradła się grota. Cień ciemności zawisł nieruchomo. Powietrze zrobiło się gorące, parne. Dusili się własnymi myślami. Coraz bardziej mechanicznie ruszali rękoma. Coraz chematyczniej myśleli.
Wszystko topiło się w gęstym słonecznym skwarze. Atole błotnych słów, lotnych rozwiązań,
Jak bagno, coraz głębiej...

Psss.... ciiiszaaa....
nadchodzi śmieeerć....
- przytykając palec do ust, babcia prosiła dzieci o ciszę. Nie usłuchały. - przecież ona już nie żyje. My też nie. Nic nie żyje. Mnie tu niema. Jestem nikim - niczym. Nie ma nic - nie ma nikogo...

-|brak|-

czwartek, lutego 10, 2005

[i ani słowa po budyniu....]

kap, kap, kap...
słyszysz?
tak kapie sen...

bul, bul, bul...
zaśnij,
bo tonie dzień...


matnia snu mnie ogarnia
leniwie myśli biegają szukając sensu
jedna bryła iluminowana dogasającą świadomością
żółte, żółte światło duszy
jak pieśń
bóle, bóle leczy mnie
pierzyna i zamknięte powieki

zasyyyypiaaaaammmm..............
odpłyyywaaaaaaammmmm......................

[universe inverse]


[universe-inverse]
[by entio]

siędzę sam na niezapisanej kartce na atolu marzeń
pośród oceanów liter
siedzę sam pusta kartka miejsce akurat na garść refleksji

o czym mam pisać?
o wenie? o talizmanach?
o złudnym ulotnym szczęściu?
o tysiącach walecznych co polegli broniąc ostatni mur?
o wyroczni? o prawdzie?
o celu życia?
o wiośnie?
o śniegach?
o czarnym psie na białym śniegu dzięki wierze biegnącym?
o niebie na wschód od teraz blednącym?
o ptakach?
o ciszy bezmierze?
o odgłosach miasta?
o sobie? o was?
o wszystkich?
o wszystkim?
o wszechświecie?
o miastach szarych?
o morzu łez wylanych?
o wielkich tego świata i dla mnie wielkich a dla niego małych?
o za małych butach? przetartych adidasach?
o zużytych ciuchach?
o zapachu ziemniaków w przedszkolu?
o leżakowaniu?
o snach? o marzeniach?
o wizjach? o marach?
o ludziach dookoła? o pracy, pieniądzu?
o słońcu? o cieple dnia każdego?
o nieskończonej miłości?
o nadziei milionów?
o wieczorach spoconych ponad siły pracą?
o nocach z gwiazdami miasta?
o rankach w rosach bliżej ziemi pękając siebie tracąc?
o pytaniach dlaczego? po co? gdzie i kiedy?
o odpowiedziach bez znaczenia?
o kresie? celu istnienia?
o wysiłkach? kamieniach?
o wykuwaniu w sobie dla siebie i nocy?
o posłaniach z kolców?
o problemach nad siły i próbach pomocy?

będę pisał o wietrze wosennym cichutkim
o paru łzach, co po policzku sływają bezdźwięcznie

będę pisał o chłodzie ciemności gdy wieczór coraz głębszy
czarnym tuszem rozlewa się z nocy kałamarza

będę pisał o trzech kropkach
o nieskończoności

będę pisał...

wtorek, lutego 08, 2005

[mamsakra]

Smutna i....
Zakochana chyba
lecz troszeczkę

uśmieszkiem zza szkła spoziera płynów mieszanka

szklanka. jak słowo - pewnie i twardo stoi
niewzruszona niczym prócz dotknięcia dłoni

kieliszek. śród bród
i szyj
pij! żyj!


tętent koni mechanicznych za okenm, żarzący się niedopałek na stosie kawałek pieśni dopalający się myślą w głowie

zwariowany wir kręci sie szarym sokiem miast spryskany becik

HA!

przekraczam limity jak tkwiący we śnie don-kichot
z mary pajęczyn zamierzchłych czasów dobija się światło
to moja mantra, moje senne marzenie
dobić się do końca, usunąć drogę
zwieńczyć lata udręki
chcąc być w odmętach
z ciemności świecić
w ciemność lecieć
żar uleczyć

niedziela, lutego 06, 2005

[warrrriaaaat!]

Nas zima przykryje wierszem
Tony atomów są wstanie być w innym niż zwykły stanie
Mniej więcej czy średnio zimno uderza
Nam zimą słów zmrożonych warg kochanie
We dwoje zawsze nam inaczej kreślę
Bo inaczej mi czas stukot warstw odmierza

A już w zimie szczególniej niż w nieszczególne lato...

niedziela, stycznia 30, 2005

[in praise of dreams]

klik


klak


klok


[marzenie]
[by entio]

w mej głowie plątanina myśli jak zakurzonych kabli za telewizorem. Gąszcz nie do przebycia. Przedzieramy się nim oboje, uzbrojeni w ostre krzyki, w przynoszące ulgę szepty, w zegary wyśnione w baśniach, przez piotrusia pana, przez zielone lasy przedzieramy się padając na kolana w niełaski skarg i strumyki szemrające cicho w słońcu. Ty wiesz że teraz to zdanie do Ciebie, ile ceni się prawdę a ilę przyjaźń. Dylematy. Czas płynie nieubłaganie, topnieją lody na lodowcach, startują odrzutowce, niebo cięte smugami, wiatr rozproszony we włosach. Dogasa wiersz, chmury pędzą przez chińskie nieba, każde inne.

Jesteśmy we dwójkę, na dziewiczej wyspie, piasek pod stopami, nad głowami błękitne niebo, przed nami lazurowa tafla wody, turkusowe atole przykuwają wzrok sycąc duszę.


Drewniane pałeczki w rytm myśli uderzają o siebie wydobywają kojące dźwięki...

zasypiamy w ciepłym letnim powietrzu unoszeni marzeniami

czwartek, stycznia 27, 2005

[niebo szare]


[niebo szare]
[by entio]

Patrzą na mnie.


Zmęczone,

Wygłodzone,

Puste,

Martwe,
choć jeszcze żywe,

Brązowe,

Zielone,

Niebieskie,

W kolorach wyblakłej tęczy,

Rozwieszone na szarym niebie,

Zza gęstwiny drutów,

Setki tysięcy oczu.


A ja bezsilny siedzę i płaczę.

[destrukcja]


[destrukcja]
[by entio]



na kolanach strachu
zbyt chcę bym potrafił

błądząc po ścieżkach dedukcji
zostawiam iskrę w plątaninie przemyśleń

podobnie

do pelikana brodzącego
wśród sitowia

cichy lęk o przyszłość
zaczarowana karuzela życia

a jednak inaczej

środa, stycznia 26, 2005

niedziela, stycznia 23, 2005

[momento]


[kiedy?]
[by entio]

[memento momenty]

piątek, stycznia 21, 2005

[coś, co to, to nie to.]

przychodnikowe sprawy ale warte uwagi
-bototototorelaxx-

Dziś włączyłem gg...
W optymistycznym nastroju przeglądałem listę dostępnych znajomych. Nagle mój wzrok natrafił na coś bardzo, ale to bardzo dziwnego! Wśród wielu osób, które darzę mniejszą lub większą sympatią, znalazł się ON!

Postanowił porozmawiać ze mną w tak prymitywny sposób, by objawić mi prawdę o mnie i o moim dotychczasowym życiu. Jestem mu bezgranicznie wdzęczny, miłuję go całym sercem.


Dziękuję Ci, Abrahamie!
[by entio]

Abrahamie, padam ku Twym stopom, jak syn marnotrawny, DZIĘKUJĘ!!!

Dzęki tobie, moje życie stanie się jednostkowym manifestem oddania sprawie tworzenia bez granic i sztuki.

Prekonsumpcja wartości faktem pro za mną.

czwartek, stycznia 20, 2005

[chwilharmonia-n]

[avoid contact without listening J. Garbarek - In praise of dreams]

Z ciemności nocy powoli zaczęło wyłaniać się niebo. Dochodziła pora brzasku. Statek przebijał się przez mgłę. Czeluść oceanu zgrabnie przecinana przez łupinkę, syczała i szumiała, strasząc białymi jęzorami co chwila omiatającymi pokład. Słony wiatr rozbijał się o białe płachty żagli. Melancholijnie kołysana łajba żyła własnym życiem, nie przejmowała się warunkami na wodzie, niebie... Zawsze tętniąca gwarem rozmów, na atolach uśmiechu w zachdozącym słońcu czy na deszczu pod gołym niebem była SZCZĘŚLIWA.

__^_^__

be bee...

And now something completely different for completely different people...

- Dad, can I ask Mum for a money?
- Of course.
- So... Mum, i need money... We are going to change the world. It's only 1,2$
- Ok, here you got.
- Thanks maaan!

__^_^__

```Change time, change date, change yourself,,,

[do-re-mi-nes-cen-cje]

_ __ ___ _ ___ __ ____
__ _ __ _ __ __ ______
__ _ _ _ _ _ _________
__ _ _ __ ___________
__ _ _ _ ____________
[zawładnienaminocymrok]



drążenie = dążenie do drżenia = drażnienie = udrażnianie = tworzenie


Tworzenie jest drążeniem, drążeniem kreowanie nowych dróżek i dróg do zrozumienia sprawy. Drążenie sprawy, drążenie do bólu. Nie ma wydrążenie. Wydrążona jest tylko materia. Wydrążone poglądy nie mają racji bytu. Drązenie to proces, to progres. Progres bez mety. Drążenie to drążenie, zagłębianie się w dany temat. Drążenie sprawy.
Dążenie do drżenia jest drążeniem i tworzeniem. Dążenie jest procesem i wolą trwania w procesie. Proces nie ma początku i końca, bo drąży i drży. Drżenie jest drżeniem punktu widzenia. Dwoje oczu. Drąży. Dwoje i drży bo brakuje do trzech. Trzecie oko, gdzie? Oko gdzie? Drąży? Oko trzecie drąży z duszy. Z duszy rozdrażnienie wychodzi. Tworzenie jest drażnieniem. Dążeniem do drżenie. Drżenie, wychodzenia spoza własnych trzech punktów widzenia. Rozedrganie dążeń.
Drażnienie jest tworzeniem i drążeniem. Drażniąc udrażniasz. Drażnisz receptory. Pobudzasz do myślenia - myślenie drążeniem jest. Drążeniem sedna sprawy i dróżek pobocznych. Drażnienie pubudza. Wzmaga chęć reakcji, interakcji.
Udrażnianie jest drążeniem. Udrażniając drążysz by było drożne. Udrażniając drażnisz, wydrążasz spokj. Zakłócasz równowagę bez drążenia. Istotą drążenia jest towarzyszące mu dążenie do nieudrożnienia. W obiektach nie podatnych na drążenie. W obiektach które z natury swojej drążone chcą być, udrażnianie wywołuje drążenie do drążenia siebie. Gdy siebie sie już drąży do drążenia innych już a i już.

Tworzenie jest tworzeniem. Tworząc drażnisz - kogo - do czego, dążysz do drżenia - u kogo i siebie - do czego, drążysz - co kogo i siebie już a i, udrażniasz - kogo co nie siebie - do czego.



drążenie = dążenie do drżenia = drażnienie = udrażnianie = tworzenie


proces dążeń płytkich jak ocean myśli twych

środa, stycznia 19, 2005

wtorek, stycznia 18, 2005

[zgrzyt ',` dynamika... ]

RATUUUUNKUUU!!!!!!!!
Na nic się to nie zda. Wśród wszechogarniającego hałasu niezauważalne są wrzaski, krzyki,piski, MYŚLI zagłuszane przez masę dźwięku. Podmych. Nie widzisz. Nie możesz. Słyszysz i za razem jesteś głuchy na wszystko.

Na raz na dwa na trzy, zerwij pęta...
Zrzuć łańcuchy krempujące wolę i złam bariery więzienia umysłu.

Sekunda...

nic

sekunda...

nic

sekunda...

Dźwięk powoli cichnie...

Dogasają stalowe pieśni, zgrzyty, jęki bólu, cierpienia, goryczy.
Nic to. Na zawsze. W ferworze walki moje myśli... wojna na jaźni... umieram żyjąc...

Spokój jedynie kiedy stoję z boku siebie samego
Żyły stalowych prętów we mnie i poza mną gdy z boku i nie

Po_
_na
_czekaj
coś_

poniedziałek, stycznia 03, 2005

niedziela, stycznia 02, 2005

[prostozdna]

[press 'win'+'r']
[type 'notepad']
[press 'enter']
[using mind fully furnished with incredible concepts]

znów...

...znów, ach jak dobrze znów poczuć się powietrzem...

pozwól sobie na przerwę.

Nie! Nie jedną... miliony przerw we wszystkim co robisz, o czym myślisz - znajdź czas.

________________________________________

Gdzieś w tle bulgocze niewyraźny temat, zapomniany, zakurzony, na dnie najgłębiej ukrytej w głowie szuflady myśli. Znów. Bul bul bul... kap... Stuk, stuk... Stuka do bram powiek nowy koncept. Na siatkówce miriady znaków + feeria barw w świetle monitora. Nic się nie liczy. Ale żeby "nic" mogło się liczyć musi "nic" istnieć. Moje marzenie na wczoraj? Znaleźć swoje "nic" i przyczynę "niczego". Udało się dziś. Spełniło się. Achh... przeciągle ziewam szukając na klawiaturze odpowiedniego przycisku. Odpowiedniego, by zacząć nowe, błyszczące pośród innych zdanie.

Bu! Jest Mam!

Lepkie myśli lgną ku sobie, mieszając się z leniwym blaskiem rozlewanym przez biurkową lampkę. Lepkie myśli z lekkim podmuchem optymizmu, lapidarnie niczym literat (a raczej litera 't' pozująca na artystę) o zwięźle związanych srogim marsem skroniach, o czole pokrytym bruzdami, pokrytym świadectwem czasu. Odrzucam dziwnie nieczyste dla mnie myśli błądząc wśród cnót i zakrywając sobie oczy niewinności zdegenerowanym podręcznikiem "Dziewczynka z zapałkami - abc młodego piromana".


Tfu! - zakrzykniesz.
Ja odkrzyknę - TFU! I PO STOKROĆ TFU, ALE....
...przechodząc w dalszą część myśli odpowiem - A czegóż żeś się waćpan spodziewał? Iżby Ci się ciżba obnażyła ze swoim nie-do-końca jasno sformułowanym przykazaniem życia? Z jej naiwną pewnością, że "coś w życiu na pewno nas jeszcze czeka"?

Wracając do lampki. Pięęęękna.... Optymistyczna szaro-blaszana tuleja z plastykowym, czarnym mechanizmem, na diagonalnym, wypolerowanym milionami uścisków ramieniu, przytwierdzonym do blatu trwalej, niż JA. Trwalej niż moje życie. Pomyśleć. Tylko. Lampka-jest-przytwierdzona. Koniec. Tyle starczy. Nic już nie trzeba. Pewniej to na mnie działa niż pewnik euklidesowy. Ten fakt jest dla mnie "pewnikiem egzystencjonalnym". Ona jest przytwierdzona, znaczy - to jest prawda i nic już nie muszę dodawać. Z tego faktu bezsprzecznie i niepodważalnie wynika wszystko. Ja siedzę, piszę. Ty - czytasz.

Znów powracam z krainy rozważań podchwyconych od przelatującego kruka (a propos kruka - mam pytanie... dlaczego kruk jest czarny? Z czego to wynika? Czemu jesteśmy tego pewni? Kto zrozumiał przekaz, odpowie sam sobie i sam dla siebie stanie się niezwykłej wagi autorytetem. Odpowiedź poniżej - od tyłu).


[by entio]


.anozdreiwtyzrp tsej akpmal oB