Niezachciałby się ułożyć
do lotu
w ciemności szeptach warg splotu niepamiętać
nadziei błysk przecina sen jasną zorzą
niknąc nabiera przemyśleń w usta
ustawicznie milcząc
kapie snem nie za długim jeszcze nienadeszłym
nie będę Cię budził,
poczekam aż zaśniesz
by wkraść w ramie nocy
we włosy twe gładkie
watchin' tha' blindness of my soul'a
control tha'?
nowaytogetoutofme
sobota, grudnia 16, 2006
wtorek, grudnia 12, 2006
[mnieto]
...
Leżał. Może jednak leżał? Ciężar powietrza w płucach nie pozwalał myśleć trzeźwo. Powieki stalową kurtyną spadły na oczy. Wsłuchiwał się w cisze by dać sobie nadzieję, że to jednak nie jest cisza. Ale - cisza. Cisza bezwzględna, bezwymiarowa. Nie było nic prócz chyżych jego myśli przeskakujących po wyimaginowanych ucieczkach. Oczy jego pracowały. Nie było nic, co mógłby poczuć. Cisza opanowała jego oczy.
Było biało. Nie mógł otworzyć uczy, ale wiedział że biel dominowała nie zostawiając innej barwie przestrzeni. Biel biła go po twarzy, smagała lodem.
Szum jednostajny, miliardów opadnięć trwał może minutę. Uzmysłowił sobie, że słyszał go cały czas, a słyszał go ciszą.
Nie potrafił wypowiedzieć słowa radości, a radość mówiła jego myślami.
Smutek szumiał pusty a on umierał szczęśliwy, losem zaginionych konwertytów. Usłyszał światło.
Leżał. Może jednak leżał? Ciężar powietrza w płucach nie pozwalał myśleć trzeźwo. Powieki stalową kurtyną spadły na oczy. Wsłuchiwał się w cisze by dać sobie nadzieję, że to jednak nie jest cisza. Ale - cisza. Cisza bezwzględna, bezwymiarowa. Nie było nic prócz chyżych jego myśli przeskakujących po wyimaginowanych ucieczkach. Oczy jego pracowały. Nie było nic, co mógłby poczuć. Cisza opanowała jego oczy.
Było biało. Nie mógł otworzyć uczy, ale wiedział że biel dominowała nie zostawiając innej barwie przestrzeni. Biel biła go po twarzy, smagała lodem.
Szum jednostajny, miliardów opadnięć trwał może minutę. Uzmysłowił sobie, że słyszał go cały czas, a słyszał go ciszą.
Nie potrafił wypowiedzieć słowa radości, a radość mówiła jego myślami.
Smutek szumiał pusty a on umierał szczęśliwy, losem zaginionych konwertytów. Usłyszał światło.
sobota, grudnia 02, 2006
[jace]
ja chcę poznać warszawskie środowisko artystyczno-twórczo-biznesowo-pijackie od środka.
jak czopek
jak czopek
[co...]
Haha,
właśnie się boję,
prawym Twoim okiem,
na tramwajskim krześle.
Strach pęta mą głowę oczy uciekają za kontuar ręki.
Pędzę.
Boję się.
Zapomniałem jak się biega.
Już tylko chodzenie w pamięci mej dziury wierci wolno, jednostajnie.
Gwiazd żniwo zbiorę w żółtych sodu blaskach, bez ograniczeń, niewoli w twarz wykrzyknąć wiatrem wolność.
właśnie się boję,
prawym Twoim okiem,
na tramwajskim krześle.
Strach pęta mą głowę oczy uciekają za kontuar ręki.
Pędzę.
Boję się.
Zapomniałem jak się biega.
Już tylko chodzenie w pamięci mej dziury wierci wolno, jednostajnie.
Gwiazd żniwo zbiorę w żółtych sodu blaskach, bez ograniczeń, niewoli w twarz wykrzyknąć wiatrem wolność.
[bubbaman]
Moje śniadanie składa się z:
hamburgera / dwóch hamburgerów
Mój obiad składa się z:
hamburgera / dwóch hamburgerów / trzech hamburgerów /czterech hamburgerów / pięciu hamburgerów
Moja kolacja skłąda się z:
hamburgera / dwóch hamburgerów / trzech hamburgerów
I na dokładkę codzień życzę sobie smacznego.
hamburgera / dwóch hamburgerów
Mój obiad składa się z:
hamburgera / dwóch hamburgerów / trzech hamburgerów /czterech hamburgerów / pięciu hamburgerów
Moja kolacja skłąda się z:
hamburgera / dwóch hamburgerów / trzech hamburgerów
I na dokładkę codzień życzę sobie smacznego.
Subskrybuj:
Posty (Atom)