sobota, grudnia 18, 2004

[słowa wyszperane...]

[1]

Kręcąc głową rozglądam się dookoła. Kręce głową - głową kręce. Kręęęęcee.... Na boki. Tak mija mi czas. Czas mijając kręęęęci mnie wśród spraw. Sprawy mają to do siebie, że SĄ - niezależnie od tego kim się jest.
Kręce na lewo i na prawo. Moje zachowanie ewoluuje, staje się coraz bardziej rozchwiane, obłe i doskonałę. Kręęce i kręęce... Coraz wyyyżej i niiiiżej.... Kręce już w całej rozciągłości. Całym ciałem kręce a w ruchu pozostaje tylko głowa.
Aaach... - z moich ust dobywa się jęk zachwytu. Wcześniej mojej uwadze umkęło. Umknęło mi. Wśród kręcenia i patrzenia zakradło się niedopatrzenie. Teraz wiem, bo patrzę. Teraz patrzę i widzę. Podziwiam. Nieeeebo....
Jak niezmącona wiatrem tafla jeziora, niknie za odległym horyzontem. Jak parawan, okrywa ziemię i przytula ją i koi. Ze spraw. Natłoku.

[2]

Ze snu wyrwał go przeszywający dźwięk budzika. Powoli otworzył oczy. Za oknem straszyła szarość. Nicość. Pustka. Znów to samo. Szara, szara droga. Gdzieniegdzie śmieć przerwie monotonię spuszczonego wzroku.
Podszedł. Parapet stawiając ospałę kroki z każdą chwilą był bliżej. Oczom jego ukazały się ośnieżone chodniki, białe połacie starannie nałożone na skwery i place, wijące się wśród nich czarne warkocze ulic, drzewa przykryte miękkim, jedwabnym puchem, drobni, śmieszni ludzie ze swoimi niezgrabnymi ruchami, śpieszący do pracy lub na poranne zakupy, wirujące i spadające kawałeczki nieba - jakby chmury rozprysnęły się na miliony cząstek z przykazaniem sumiennego opatrzenia każdego najmniejszego skrawka ziemi i przykrycia świata białą pierzyną.
- Szkoda, że nie ma śniegu - westchnął.

[...]


[by entio]

[...]