dystyngowany
(jak kupka nawozu)
wstałem i szklanym wzrokiem wodziłem za ślizgającymi sie po podłodze krokami. Wyczerpująca bitwa z uciekającą w sen świadomością rzuciła mnie na skraj lodówki. Prawie po omacku schwyciłem desperacko spoconymi dłońmi chłodne drzwiczki, opierając na nich cały ciężar życia.
Umieram powalony nawałnicą kolorów i zapachów.
Sięgam. Ręka trafia pustkę.
Gdzie się podziała moja lodówka?
Gdzie się podziała moja ręka?
Niezważając na dalszy rozwój wypadków zostawiłem je sobie samym udając się jak najśpieszniej ku rozwartym ramionom mego łóżka. Miękkości, alabastrowych falban delikatność sennie tuli bielą do snu ciemność na zewnątrz.
Bieg zdarzeń biegł dookoła, ludzie biegli za nim dookoła mnie, biegły krzyki. Leżałem w swoim łóżku miękkim przytulnym w epicentrum ciszy na środku ruchliwej ulicy.
Jął gasnąć z wolna jakiś ogień we mnie, począł się żar dopalać, sen morzył. Przeciągłe ziewania świateł samochodów omijających moje łóżko zwalniały, ciemniały, głuchły. Wszystko uciekało, odchodziło. W głowie została mi tylko jedna myśl. Jedna, której gotów byłem bronić do końca. W pełnej desperacji próbowałem znaleźć sposób by ją zapamiętać.
By nie zgubić.
Jedna myśl; "napiszę sobie inne życie"
sobota, lutego 25, 2006
wtorek, lutego 21, 2006
[niebotyczne]
przepraszam za to co było
i za to czego nie było
alchemia śpiewów odgarnia mróz
gdy wichru brak
poczekaj a w stukot
wejdziesz sam
grając tak
jakbyś chciał
bębenkach brzmi jeszcze pamieci śpiew
posłuchaj mnie, a dojdziesz do tego że
jesteś jak ja
autonomicznym bytem
szukasz wśród wydm
tego co mogłoby być
i za to czego nie było
alchemia śpiewów odgarnia mróz
gdy wichru brak
poczekaj a w stukot
wejdziesz sam
grając tak
jakbyś chciał
bębenkach brzmi jeszcze pamieci śpiew
posłuchaj mnie, a dojdziesz do tego że
jesteś jak ja
autonomicznym bytem
szukasz wśród wydm
tego co mogłoby być
niedziela, lutego 19, 2006
[nic,co]
sangwina, węgiel, kreda, sól
jak kwaśny syrop życia tchu
polany leśne pełne mchu
kładą mnie lekko w śpiwór snów
sangwina, węgiel, kreda, noc
obnażam myśli głupie bo
na wątłych słupach rozbił ktoś
namioty bogów w prosty skos
nic co z boga zostało
sławi po sufit wielkie drzwi szafy
zamkniętej na tysiąc kluczy
otwórz dźwierza wrota podwoje odkryj na ganku stoję, się boje
wielce me serce strach ściska, przeczysta
o zdroju aksamitów powiedz, daj mi łzę otrzeć ci ze spuchniętych powiek
etc...
(Powtarzać do nieskończoności. Nie zdania ciągu. Całości.)
Love's lasting.
jak kwaśny syrop życia tchu
polany leśne pełne mchu
kładą mnie lekko w śpiwór snów
sangwina, węgiel, kreda, noc
obnażam myśli głupie bo
na wątłych słupach rozbił ktoś
namioty bogów w prosty skos
nic co z boga zostało
sławi po sufit wielkie drzwi szafy
zamkniętej na tysiąc kluczy
otwórz dźwierza wrota podwoje odkryj na ganku stoję, się boje
wielce me serce strach ściska, przeczysta
o zdroju aksamitów powiedz, daj mi łzę otrzeć ci ze spuchniętych powiek
etc...
(Powtarzać do nieskończoności. Nie zdania ciągu. Całości.)
Love's lasting.
sobota, lutego 18, 2006
[ceceteeee...]
I
Kiedy?
Fantatycznie nocą miasto przystrojone w barwy
Latarnie żółcienią zalewają oczy
Ślizga się sen lepki po krawędziach powiek
Ciemnością niewyraźną szorstkość murów broczy
II
- Ty nawet niewiesz co to znaczy miłość! - roześmiał się szyderczo.
- Ja też nie... - posmutniał nagle, zamilkł zamyślając się, zasępił i przybrał szarawy nieco wyraz twarzy.
- Bo nie ma już komu pokazywać świata
Kiedy?
Fantatycznie nocą miasto przystrojone w barwy
Latarnie żółcienią zalewają oczy
Ślizga się sen lepki po krawędziach powiek
Ciemnością niewyraźną szorstkość murów broczy
II
- Ty nawet niewiesz co to znaczy miłość! - roześmiał się szyderczo.
- Ja też nie... - posmutniał nagle, zamilkł zamyślając się, zasępił i przybrał szarawy nieco wyraz twarzy.
- Bo nie ma już komu pokazywać świata
czwartek, lutego 16, 2006
[e-not]
zaraz ucieknę
ucieknę w myśl gęstą
daleko gwiazdom
zasłonię oczy
zaraz pobiegnę
by nie zwariować
szukać siebie
ucieknę, pobiegnę w zieloność suchych wspomnień traw
szmery leśnych
.?
a znaczę ja tyle co szelest
gdzieś ukryty wśród alabastrów
płatków
ucieknę w myśl gęstą
daleko gwiazdom
zasłonię oczy
zaraz pobiegnę
by nie zwariować
szukać siebie
ucieknę, pobiegnę w zieloność suchych wspomnień traw
szmery leśnych
.?
a znaczę ja tyle co szelest
gdzieś ukryty wśród alabastrów
płatków
środa, lutego 15, 2006
wtorek, lutego 14, 2006
[mmm]
Kiedy teraz stanie się
tak ostateczną przeszłością
że noc minie w pośpiechu
gubiąc garście gwiazd
tylko szepce księżyc popatrz w dal
otchłani gęste, oko nieba studni
przedłuż chwilę, ocal dzisiaj
kapiąc z chmury dmuchaj snem
/
tak, tą najważniejszą
kształtowaną w świecie bezkształtnym
wizją... fiołkiem, zapach, niesie wiatr lekki,
przez siedem kropel spadam
niespokojny lot skończony
____________________________
na starych zdjęciach
szuklam cię blisko bliżej mnie stojącej
w głupiej naiwności mojej
w moim świecie
modemowe tragedie
kabel długi cienki sie rwie sie sieć
tak ostateczną przeszłością
że noc minie w pośpiechu
gubiąc garście gwiazd
tylko szepce księżyc popatrz w dal
otchłani gęste, oko nieba studni
przedłuż chwilę, ocal dzisiaj
kapiąc z chmury dmuchaj snem
/
tak, tą najważniejszą
kształtowaną w świecie bezkształtnym
wizją... fiołkiem, zapach, niesie wiatr lekki,
przez siedem kropel spadam
niespokojny lot skończony
____________________________
na starych zdjęciach
szuklam cię blisko bliżej mnie stojącej
w głupiej naiwności mojej
w moim świecie
modemowe tragedie
kabel długi cienki sie rwie sie sieć
poniedziałek, lutego 06, 2006
[jaone]
*
To był luty,
jesień
kipiała wiosną w falach wierszy,
akordami bieli
kapała z nieba
puch wkradał się w usta
najmocniej ściśnięte,
niebo tak potężnie
szumiało gwiazdami.
zapach lata się niósł
przez ubielone kobierce
kwiatów na śniegu
rzeźbionych ciepłem
sen morzy także
fragmenty najważniejsze
zapominam-y?
**
Potem czerwiec,
skute
lodem ciemnym poezje,
na polanach nocą
cicho dobrzmiewały
zapach ten nie ten
świata
indie, barcelona,
mało - samoloty
świat się kręcił
słowa nieme,
ciche, leśne
wieczór, noc
w cieniach spojrzeń
dojrzewamy
***
Listopad,
korale nieco poważniejsze
gwiazd naszych zaklęte
w wieki nieba czernią
zima bukiet złości
promienieje na szczęście
układa do snu wartości,
walczy z wiatrakami
całkiem na poważnie
szlochem i lamentem
z kości słoniowej
wymyślamy zamek
****
Ahoj Atlantydo!
To był luty,
jesień
kipiała wiosną w falach wierszy,
akordami bieli
kapała z nieba
puch wkradał się w usta
najmocniej ściśnięte,
niebo tak potężnie
szumiało gwiazdami.
zapach lata się niósł
przez ubielone kobierce
kwiatów na śniegu
rzeźbionych ciepłem
sen morzy także
fragmenty najważniejsze
zapominam-y?
**
Potem czerwiec,
skute
lodem ciemnym poezje,
na polanach nocą
cicho dobrzmiewały
zapach ten nie ten
świata
indie, barcelona,
mało - samoloty
świat się kręcił
słowa nieme,
ciche, leśne
wieczór, noc
w cieniach spojrzeń
dojrzewamy
***
Listopad,
korale nieco poważniejsze
gwiazd naszych zaklęte
w wieki nieba czernią
zima bukiet złości
promienieje na szczęście
układa do snu wartości,
walczy z wiatrakami
całkiem na poważnie
szlochem i lamentem
z kości słoniowej
wymyślamy zamek
****
Ahoj Atlantydo!
niedziela, lutego 05, 2006
[błęzkitny]
nie chcę cierpień
w szarości mgieł szerokokątnym obiektywem oczu
nieba błękit ciemność w ponurej perspektywie
wichrem łez rzęsistym deszczem
rzęs tupotem o ściany pustej czaszki
obrazy cięgiem na bruk pamięci
by krew znaczyła kres dróg
w szarości mgieł szerokokątnym obiektywem oczu
nieba błękit ciemność w ponurej perspektywie
wichrem łez rzęsistym deszczem
rzęs tupotem o ściany pustej czaszki
obrazy cięgiem na bruk pamięci
by krew znaczyła kres dróg
środa, lutego 01, 2006
Subskrybuj:
Posty (Atom)