czwartek, maja 26, 2005

[czas]

świat dookoła mnie szary, ponury

a słowa trwają

łoskot na bębnach metalu, zwierzęca dokąd pędzisz tak panie?

On, stał dalej wyprostowany, niewzruszony jak światło. Kurz począł opadać. Oczom począł ukazywać sie ogrom spustoszeń dokonanych przez tornado. Miasto straciło zupełnie geometrię, ulice ustawiały się pod bylejakim kątem. Nawet bank spoczął bokiem do trotuaru. On jednak, najzupełniej pewien swojego położenia, trwał w bezruchu.

//on_postawa

(...) trwał w bezruchu. Żaden, choćby najmniejszy mięsień w jego ciele ani drgnął. Zdawałoby się - pełna statyka, swoboda, a tym samym - być może - harmonia. Ale gdy orzucić pochopne sądy i zacząć przyglądać się uważniej, dostrzec można siłę bijącą od wyprostowanej sylwewtki. Moc i energię rozpierającej każdy skrawek naprężonej skóry.
Trwał jak heros. Trwał, a głowa jego, choć niecałe 5 stóp nad ziemią, była nad chmurami, była wyalienowana w innej rzeczywistości.

4 komentarze:

Anonimowy pisze...

Paszczak przykro mi z powodu tego kolegi [*]

fajnie sie wczoraj gadało tak jak ze szkolych lat

papa

Anonimowy pisze...

Bohater. Heros. Tchórz. Nie można jednym słowem określić. I może lepiej nie nazywać..

" Oh I believe... in yesterday "

me pisze...

aj waj - jakto żydzi mówią...

ludzie! to nie jest o nim... to NIE jest o NIM. nie. koniec, błędna interpretacja, o nim nie piszę nic na blogu, bo to złe miejsce na pamięć.

Anonimowy pisze...

aaa..