element...
* e *
Przytłumione światło przedzierało się przez kłębiący się w pomieszczeniu, gęsty, lepki dym. Zielone ściany i ciemnobrązowe linoleum imitujące parkiet harmonizowały ze sobą z gracją peerelowskich sklepów. Ciężkie, ciosane z drewna ławy bezgłośnie przyjmowały ciężar nielicznych klientów. Pustki i cisza przerywana co chwila brzękiem kufli lub nieśmiałą melodią ze stojącej w kącie tarczy do gry rzutki sprawiały wrażenie, że cały bar pogrążony jest we śnie. Dziwna ta senność oplatała każdego, zawijała się wokół nóg stołowych, a nawet opanowała ladę, przy której zwykło się słyszeć gwar rozmów.
* n *
Wachadłowe drzwi z trzaskiem otwarły się na oścież.
Wkroczył, a za nim, dniem wkroczyła noc.
Żółta poświata latarni sodowych rysowała jego kontur, a mrok tłoczył w jego ciele dynamiczną machinę muskuł.
Mrokiem blask wkroczył.
Senność przerodziła się w dziwną nieśmiałość, oczekiwanie.
Pozornie wszystko było tak samo, nikt nie poruszył się z miejsca, wszyscy siedzieli nieruchomo jak przedtem.
A jednak ta nieruchomość ich, dalece inną była od wcześniejszej ich nieruchomości, w świetle nowego ruchu.
Jednak nikt nie spodziewał, się czego może się spodziewać po tej chwili niepokoju.
* t *
Sen nadszedł cicho i spokojnie.
Osiadł nad zimowym krajobrazem pustyń śnieżnych.
Wełniany szalik pokryty drobinkami lodu, tonął w puchu śnieżnym powoli spadającym z nieba.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
1 komentarz:
Cóż, przeczytałam i stwierdzam z czystym sumieniem- DOBRE! A nawet Bardzo dobre. Szkoda tylko, że takie krótkie. Zapowiadało się a'la fantasy. Uwielbiam takie pisane, krótkie "coś". Tak trzymaj :*
Prześlij komentarz