sobota, października 15, 2005

[martwość chwil]

Cisza wylewała krajobrazy z oczu nieba.
Wiatr strącał kruche kryształy kropel pozawieszane na trawach.
Gdzieś z oddali echem niósł się odgłos ziewania księżyca...
stałem, patrzyłem. Sens sam się szukał, byłem tylko celem

kłęby pary z ust i dotkliwy ból przeszywający płuca towarzyszący każdemu oddechowi,
przypomniały mi że jest zimno, że żyję, że gdzieś jeszcze świeci słońce...

zaplatając palce zgrabiałych dłoni do modlitwy, próbowałem trochę ciepła wyssać z powietrza, bezskutecznie.

Kotłujące się bałwany chmur niczym morskie fale przelewające się po pokładzie toczyły walkę na śmierć i życie, co chwila na krótko ustępując miejsca słońcu...

żyję

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

I just wanna honestly say that mostly pages here are crap but you have something i like Good content I have a site to Pretty cool have a look if you got some time Make money on computer

Anonimowy pisze...

Wyrazy, wiersz optymistycznie wyrażający pesymizm, blask światła ostrożnie wyjawiający się z połmroku, resztka nadzieji błyszcząca niknacym płomieniem gaśnie, aby przerodzić się w gorący płomień..